Agata Ozdoba-Błach, czyli 7. judoczka Igrzysk Olimpijskich w Tokio, medalistka Mistrzostw Świata i Europy oraz turniejów cyklu Grand Slam. Agata opowiedziała swoją inspirującą historię, pełną trudnych życiowych zakrętów. Zakończyła nieoficjalnie karierę sportową w wieku 25 lat, by ponownie (i z przytupem) wrócić do rywalizacji międzynarodowej. Przed Igrzyskami w Rio doznała poważnej kontuzji, która wykluczyła ją ze startu. Jak się okazało, determinacją i walecznością spełniła swoje olimpijskie marzenie w Tokio, debiutując tam jako doświadczona zawodniczka. Jak przeprowadzałam wywiad z Agatą, to miałam ciarki. Jak przygotowywałam ten wpis, ciarki pojawiły się ponownie. Niesamowita i inspirująca historia o tym, że nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń! Zapraszam do pierwszej części wywiadu z Agatą.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z judo?
Przygoda z judo zaczęła się kiedy miałam 9 lat, w 1997 roku. Ta historia jest bardzo nudna. Najpierw jak miałam 7 lat, rodzice zapisali mnie do zespołu tańca nowoczesnego „Pech” w Opolu, więc czasem mówię, że ta historia zaczęła się pechowo 😉
Przez 2 lata tańczyłam, jednak nie do końca byłam tym zainteresowana i w końcu przestałam. W międzyczasie mój starszy o 2 lata brat zaczął trenować judo. Trener judo przyszedł do szkoły, zrobił nabory i udałam się na trening. Na początku były to treningi ogólnorozwojowe, dopiero później zaczęły się konkretne ćwiczenia m.in. rzuty. Wtedy trener się ze mnie śmiał, że wszystko robię tak lekko, a ja nie miałam do końca świadomości, że to jest sport walki.
Kiedy judo stało się Twoim sposobem na życie i zdecydowałaś, że chcesz to robić zawodowo?
Późno, bardzo późno. Jak byłam młoda to nie myślałam o judo jako drodze życia. Nie miałam wtedy takiej myśli w głowie, jak mają inni sportowcy, że np. „Chcę jechać na Igrzyska”. Jeszcze w liceum trenowałam bardzo mocno, trenerka przychodziła robić ze mną treningi na godzinę 7:00, przed lekcjami. W pewnym momencie przyszedł okres, że nie osiągałam takich wyników, jakie chciałam. Przez cały ten okres byłam w Kadrze Polski. Mistrzostwa Europy Juniorów skończyłam na 5. miejscu, gdzie sędziowie źle zinterpretowali moją walkę i przegrałam szansę na medal. W całym tym okresie juniorskim i młodzieżowym miałam miejsca 5. czy 7. na Mistrzostwach Europy, ale nigdy nie zdobyłam medalu.
I można powiedzieć, że wtedy nieoficjalnie zakończyłaś karierę…
Dokładnie. W 2012/2013 roku pojechałam na Erasmusa do Francji na studia i po tej wymianie stwierdziłam, że muszę iść do pracy, bo nie będę miała za co żyć. Miałam wtedy 25 lat i stwierdziłam, że kończę swoją sportową karierę. Pracowałam w korporacji przez pół roku, w międzyczasie musiałam skończyć studia i napisać pracę magisterską z kierunku Stosunki międzynarodowe. I wtedy tak jakoś „znikąd” poszłam na jeden trening po 8 miesiącach przerwy od judo. Na tym treningu skręciłam kostkę, co okazało się zbawienne, bo miałam 10 dni wolnego w pracy, dzięki czemu skończyłam pisać pracę i się obroniłam. To był trochę nieszczęśliwy, ale jednak szczęśliwy wypadek 😊
Coś się jednak wydarzyło, że w trakcie adaptacji do pozasportowego życia zatęskniłaś za judo.
Przyszły wakacje i stwierdziłam, że nie chcę spędzać czasu w biurze, bo dotychczas byłam przyzwyczajona do lipcowo-sierpniowych zgrupowań. Wtedy zdecydowałam, że rzucę pracę i wrócę do judo. Wróciłam do regularnych treningów, nie było to łatwe, gdyż ważyłam wtedy dużo więcej niż limit mojej kategorii wagowej, musiałam więc schudnąć i intensywnie trenować. W sierpniu zaczęłam, a już w kwietniu były Mistrzostwa Europy Seniorek. Nie miałam wtedy kwalifikacji, jechałam tam z dziką kartą. Ku zaskoczeniu wszystkich zdobyłam brązowy medal. I właśnie wtedy nastąpił przełom, w wieku 26 lat zaczęła się moja kariera, taka totalnie zawodowa. Zaczęło się medalem ME, później rozpoczęły się kwalifikacje do Igrzysk w Rio.
Jaki stawiałaś sobie cel, wracając po przerwie w sierpniu do judo? A może była to ucieczka w bardziej interesujący dla Ciebie sposób na życie?
Trochę nie pamiętam, czy miałam taki cel w sierpniu. Ale chyba takim momentem był medal Mistrzostw Europy. Cel pojawił się na początku 2014 roku, wtedy miałam ciężki okres — wstawałam o 6:00 zrobić rozpisany trening na bieżni, biegałam godzinę, potem realizowałam praktyki w HR w ramach studiów z psychologii, potem zajęcia na uczelni, jazda na trening judo. Miałam wtedy mało czasu i energii na coś innego, ale byłam mocno zmotywowana, żeby wystartować na Mistrzostwach Europy i zdobyć medal.
Kiedy wypada się na pewien czas ze sportu, szczególnie w tych niszowych w Polsce, to ciężko jest kontynuować karierę też ze względów finansowych. Czy Ty miałaś środki finansowe na powrót?
Nie, zupełnie nie. Jak miałam pracę, to zarabiałam, ale życie i rachunki sprawiały, że nie mogłam odłożyć zbyt wiele oszczędności. Kiedy z niej zrezygnowałam, to nie miałam za bardzo perspektyw. Jedyne źródło dochodu, jakie się pojawiło, to stypendium z Urzędu Marszałkowskiego, około 900 zł. I to były moje wszystkie środki na życie. Także to było duże ryzyko wracać do sportu.
Pojawiły się wtedy wątpliwości? Jednak dużo osób około 25. roku życia zaczyna myśleć o tym, żeby zarabiać pieniądze i się utrzymywać, a Ty podjęłaś to ryzyko.
To jest taki wiek, kiedy wiele osób po studiach już pracuje, ma ułożone życie zawodowe albo zaczyna je układać. Ja tak nie miałam. Wiedziałam jedynie, że mogę liczyć na pomoc taty i ówczesnego chłopaka, a obecnego męża 😉 Ale zaryzykowałam, mimo że nikt nie obiecał mi żadnych funduszy. Jedynie mogłam za darmo trenować, a klub opłacał wyjazdy na zawody.

Ryzyko się opłacało, w 2014 roku zdobyłaś medal ME. Czy zmieniło się Twoje podejście i cele po tym medalu?
Pojawiła się perspektywa startu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio i ten cel bardzo mnie motywował. Miałam stypendium z Ministerstwa Sportu i zapewnione szkolenie. W międzyczasie kontynuowałam studia psychologiczne. Potem już potoczyło się to wszystko trochę bardziej profesjonalnie.
Czy to właśnie wtedy pierwszy raz pojawiła się w głowie myśl, że może warto powalczyć o Igrzyska?
Tak, wcześniej nigdy o tym nie myślałam. Nie miałam ku temu żadnych podstaw. Dopiero po medalu ME, zaczęłam zdobywać medale na turniejach z cyklu Grand Slam i Grand Prix. Po pierwszym roku kwalifikacji łapałam się z rankingu do Rio. To też był okres, gdzie dostałam się do wojska jako żołnierz-sportowiec i brałam udział w Igrzyskach Wojskowych w Korei. Niestety na tamtej imprezie podczas walki z Brazylijką zerwałam więzadło krzyżowe. Wróciłam do kraju i szybko po powrocie do Polski miałam operację rekonstrukcji więzadeł.
Zaczęły pojawiać się sukcesy, powoli wszystko zaczynało się układać i zdarzyła się poważna kontuzja. Jakie myśli pojawiły się w głowie, wiedząc, że za mniej niż rok są Igrzyska?
Operację miałam w październiku 2015 roku, w lipcu 2016 odbywały się Igrzyska, a kwalifikacje kończyły się w maju 2016. Co myślałam? Delikatnie mówiąc, nie byłam zadowolona. Ale byłam trochę szalona i stwierdziłam, że zdążę się wyleczyć do Igrzysk. Ćwiczyłam dużo, codziennie, żeby wrócić do sportu. Noga była w coraz lepszym stanie. chyba tak bardzo chciałam przyspieszyć ten proces, że w grudniu po 1,5 miesiąca, nastąpił regres w rehabilitacji. Noga się nie prostowała, szukałam pomocy u różnych fizjoterapeutów, zaczęłam też chodzić znowu o kulach. I to był taki najcięższy okres podczas kontuzji. Siedziałam w domu sama i płakałam. Noga bardzo bolała i było coraz gorzej. Potem się poprawiło i noga wróciła do stanu wyjściowego. Cały czas byłam zmobilizowana do powrotu i startu w kwalifikacjach do Igrzysk. Lekarze mówią, że do sportu po takiej kontuzji można wrócić po dziewięciu miesiącach, a ja wróciłam na zawody po sześciu. Na 2 turniejach kwalifikacyjnych, wygrałam zaledwie jedną walkę i już nie miałam szans na kwalifikację olimpijską do Rio.
Po kontuzji były złość i smutek, ale była też ogromna mobilizacja do powrotu. Aż może za bardzo.
Starałam się trenować tyle, ile mówili fizjoterapeuci. Ale może na ten regres miał też wpływ stres? Może organizm potrzebował więcej spokoju, żeby się zregenerować.
W Rio byłaś jako sparing-partnerka. Jak patrzyłaś na rywalizację, wiedząc, że są tam dziewczyny, z którymi jeszcze nie tak dawno wygrywałaś?
W międzyczasie po prostu zaakceptowałam tę sytuację. Jakoś oddzieliłam się od tego, nie było płaczu ani wielkiej rozpaczy. Twardo to zniosłam i zaakceptowałam to, że nie mogę walczyć.
Myślisz, że sam fakt tego, że mogłaś być w wiosce olimpijskiej, dał Ci przysłowiowego kopa, by dalej walczyć o kolejne Igrzyska w Tokio?
Zdecydowanie. Dzięki temu mogłam zobaczyć, jak wyglądają Igrzyska. Dlatego później w Tokio już nie było takiego wielkiego zaskoczenia i presji. To mi dało takie poczucie bezpieczeństwa, wiedziałam, jak jest. Czy mnie to zmobilizowało? Tak, wiedziałam, że chcę walczyć kolejne 4 lata o Igrzyska, a jak się później okazało to nawet 5.

Te kolejne lata okazały się dla Ciebie bardzo dobre. Forma była jeszcze lepsza niż przed kontuzją. Zanim zapytam Cię o same Igrzyska, chciałam zapytać, jak na Ciebie zadziałała ta informacja, że Igrzyska są przeniesione o rok? Nie byłaś już najmłodszą zawodniczką w judo…
Trenowałam, czekając na Igrzyska. W marcu 2020 odwołali nam turnieje, pojawił się okres niepewności, lockdown. Wtedy w kilka osób zorganizowaliśmy sobie siłownię w garażu i matę. Cały czas liczyliśmy, że igrzyska się odbędą. Dopiero później okazało się, że Tokio jest przesunięte. To się zgrało w czasie z moją kontuzją. Miałam przepuklinę brzuszną i okazało się, że muszę mieć operację. Ogólnie mogę o sobie powiedzieć, że jestem osobą dość elastyczną psychicznie. Dlatego, gdy świat obiegła oficjalna informacja o przełożeniu Igrzysk, jeden dzień się zastanawiałam, ale na drugi dzień już wiedziałam, że wystartuję za rok. Więc zaakceptowałam to w jeden dzień. Paradoksalnie dobrze się stało, bo z moją przepukliną startowałabym z dużym ryzykiem. Mocno zaczęła mnie boleć i musiałam mieć operację. Na dwa miesiące byłam wykluczona, ale zdążyłam spokojnie się wyleczyć do Tokio.
Można powiedzieć, że poniekąd historia zatoczyła koło — tak jak przed Igrzyskami w Rio, tak przed Tokio ponownie pojawiły się problemy zdrowotne. Na szczęście przełożone igrzyska dla Ciebie okazały się nawet lepsze. Przypieczętowałaś kwalifikację olimpijską wygranym Grand Slamem w Kazaniu. I właśnie patrząc na Twoje wcześniejsze doświadczenia, to czy pojawiła się niepewność i strach przed Tokio, że coś może się stać?
Takie pesymistyczne myśli wcale się u mnie nie pojawiały. Jak długo się jest sportowcem, to po prostu trzeba akceptować różne kontuzje. I tak miałam jeszcze bark do operacji, który utrudniał mi przygotowania, bo ból był duży i wykluczał mnie czasem z treningu. Ale nigdy nie myślałam o tym, że jakaś kontuzja może mnie wykluczyć z walki. Nie brałam tego pod uwagę.
Mistrzowski focus na Igrzyska. Dużo osobom może się wydawać, że po 30 roku życia może być ciężko debiutować na tej imprezie, a Ty to zrobiłaś, jako 33-letnia judoczka. Jakie to uczucie znaleźć się w tak wąskim gronie sportowców?
Szczerze mówiąc, to były to wszystkie te same zawodniczki, z którymi walczyłam we wcześniejszych turniejach (łącznie startowało 18 zawodniczek w tej kategorii). Jak jechałam do Tokio, to byłam przekonana, że zdobędę medal. To był mój cel. Niestety tak się nie zdarzyło. W sumie to nie zastanawiałam się nad tym, że to jest mój debiut i mam 33 lata. Kiedyś słuchałam podcastu Darii Abramowicz i ona powiedziała takie słowa, że „igrzyska to start taki jak każdy, ale impreza jak żadna inna”. Wiedziałam, że będzie stres, jak stanę na matę. Wiedziałam, że będzie sędzia i inne zawodniczki, które znam. Nie miałam presji ze względu na debiut.
Wiadomo, czuło się taką atmosferę turniejową, był stres, ale dobrze go opanowałam. Jeśli chodzi o to, jak przygotowywałam się mentalnie do tego startu, to ja zawsze zwracam uwagę na to, żeby wiedzieć, gdzie będę startować, jak będzie wyglądać arena startowa. Jeśli nie znam jakiejś hali, to szukam w internecie, jak wygląda hala. W Tokio startowaliśmy na historycznej sali Nippon Budōkan i tam odbywały się wcześniejsze igrzyska, więc ta sala miała duże znaczenie dla judoków. Znałam tę halę z Mistrzostw Świata, ale okazało się dzień przed zawodami, że kolor maty został zmieniony. Musiałam zobaczyć ją na zdjęciach, żeby się z nią zapoznać i oswoić, to mi dodawało spokoju. Czułam radość, że tam jestem i mogę pokazać się z najlepszej strony, choć pojawiło się też napięcie przedstartowe.
Z dozą ciekawości kończymy tę część wywiadu. W dalszej części Agata opowie o tym, jaką rolę odegrała psychologia sportu w jej karierze i jakie techniki treningu mentalnego wykorzystywała w swoich przygotowaniach i startach. Druga część już niebawem, a jeśli chcesz jako pierwszy/-a dowiedzieć się w jaki sposób Agata Ozdoba-Błach pracowała nad swoją „głową” , zapisz się do newslettera:
Zapraszam Cię także do przeczytania poprzednich wywiadów z Olimpijczykami Moniką
Brak komentarzy